środa, 8 lutego 2012

Mini apple pies



Tak, jak pisałam wcześniej, wolny czas staram się poświęcać na gotowanie i trening fotografii. Już miałam biec do księgarni po jakiś poradnik fotograficzny ale stwierdziłam, że najpierw warto poprosić o pomoc Wójka Google :) I jestem zaskoczona ile ciekawych stron, filmików czy blogów można znaleść w sieci. Dziś przedstawiam pierwsze, dość marne efekty mojej pracy. Ale podobno trening czyni mistrza :)

I tutaj moje pytanie: czy możliwe, żeby zdjęcia dodawane do postów traciły w jakiś sposób na jakości? Ponieważ u mnie na komputerze wyglądają one zupełnie inaczej niż te, wyświetlane w przeglądarce :(


Szarlotka to ciasto, które dażę platoniczną miłością. W każdej wersji, z bezą, z kruszonką, z lodami czy bitą śmietaną. Gdy tylko chce poprawić sobie humor kieruję się do ukochanej kawiarni na najpyszniejszą szarlotkę z lodami jaką kiedykolwiek jadłam.
Dla mnie ciasto to to jednak przede wszyskim duża warstwa bogato przyprawionych cynamonem, chrupiących jabłek i do tego stosunkowo cienka warstwa kruchego, maślanego ciasta.

Dziś zapraszam na moją wersję, z nadzeniem z domowych prażonych jabłkek i ciut inną wersją kruchego ciasta, którą szczerze polecam. W wersji mini aby nie zjeść wszystkiego na raz ( co i tak uczyniłam :P ).



Mini apple pies

Składniki ( 8 pojedyńczych babeczek):

- 70 g mąki pszennej
- 70 g mąki krupczatki
- 70 g masła pokrojonego na drobne kawałki 
- żółtko
- łyżeczka jogurtu waniliowego
- 40 g cukru pudru
- 1/3 łyżeczki proszku do pieczenia

- jabłka prażone domowej roboty
- 10 posiekanych migdałów
- kasza manna

Wykonanie: 

W misce mieszamy obie mąki, cukier puder i proszek do pieczenia. Wbijamy żółtko i opuszkami palców rozcieramy wraz z mąką, tak jak byśmy robili kruszonkę. Gdy całe żółtko zostanie wchłonięte, dodajemy kawałki masła i dokładnie w ten sam sposób 'wcieramy' je w mąkę. Musimy robić to dość szybko, żeby ciasto nam nie popłynęło. Na sam koniec dodajemy łyżeczkę jogurtu.

Wyrobione ciasto owijamy szczelnie w folię kuchenną i chowamy do zamrażalnika na pół godziny. 

W międzyczasie rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni. Migdały bardzo drobno siekamy.

Wyjmujemy ciasto z zamrażalnika i, podsypując niewielką ilością mąki, rozwałkowujemy ciasto na bardzo cienki placek. Ciasto jest bardzo elastyczne, nie klei się więc nie jest to trudne. Przy pomocy szklanki czy kubeczka o średnicy trochę większej niż średnica naszych foremek wycinamy okręgi ciasta i układamy je w nasmarowanych masłem foremkach. W miarę możliwości jedną foremkę należy zostawić do wycięcia wierzchu ciasteczek. Spód nakuwamy i wstawiamy do piekarnika na 5 minut.

Po tym czasie wyjmujemy, posypujemy szczyptą kaszy manny i wykładamy jabłkowe nadzienie. Posypujemy posiekanymi orzechami. Za pomocą pozostałej foremki wykrawamy z resztek ciasta wierzch i przykrywamy. Na środku robimy małe nacięcie za pomocą noża.

Ponownie wstawiamy do piekarnika i pieczemy kolejne 30 minut.
Polecam podać jeszcze ciepłe, z domowym sosem wiśniowym i obowiązkowo gałką lodów :) 

15 komentarzy:

  1. Ekspertem nie jestem, ale co do moich zdjęć mam podobne wrażenie. A babeczki z jabłkiem piękne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje smaki!:). Jogurt waniliowy, migdały, wiśnie... to wszystko co uwielbiam. Smakowita słodkość :).

    OdpowiedzUsuń
  3. zdjęcia są coraz lepsze :D a iii poproszę taką babeczkę :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdjęcia dodawane bezpośrednio na blogspot mogą tracić na jakości, więc najlepiej najpierw dodawać je np. na photobucket albo flickr i dopiero potem na blogspot :)

    Pozdrawiam, Marta

    OdpowiedzUsuń
  5. oh, jaka mala slodka pysznosc !
    Pozdawiam gorąco.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowne, cudowne zdjęcia! Podziel się tymi magicznymi stronami, które czytałaś jako poradniki fotograficzne :>

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję Ci za ten komentarz ! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jestem dla kogoś worem, tudzież inspiracją. Nie spodziewałam się tego, na prawdę. Jest to dla mnie coś niesamowitego, bo uważam się raczej za kogoś gorszego, aniżeli za osobę która warta jest podziwu ze strony drugiej osoby. Dziękuję Ci raz jeszcze. I jeżeli potrzebujesz pomocy i wsparcia w walce z ED pisz do mnie zawsze i o każdej porze. Na pewno odpiszę pajjka@gmail.com . Pomogę Ci jak tylko będę umiała. Wiem jak jest Ci ciężko i jak często przychodzą chwile załamania i chęci wycofania się z walki. Ja doświadczam ich kilka razy dziennie. Jak poczujesz się nagle słaba i bezsilna - pisz. Musimy się wspierać i być razem.

    Całuję Cię gorąco =* <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdjęcia mi się podobają i babeczki również:). Aż mam ochotę sięgnąć po jedną:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Leclerc. A smak? Jak kinderkanapka z nutą piernikową oblane czekoladą.
    Warto spróbować,ale bez szału. Wolę kinderkowe batony lodówkowe <3

    OdpowiedzUsuń
  10. mniam kradnę jedną babeczkę! :)
    co do zdjęć to często właśnie tracą jakość na blogach, niestety:(

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak sesja?

    Trudno jest być córką idealnie szczupłej, idealnie drobnej, o idealnych proporcjach niebieskookiej blondynki i brązowookiego mądrego intelektualnie choć życiowo często chamskiego lekko przy kości wymagającego szatyna. Wprawdzie szatyn wyłysiał, blondynka przefarbowała się na rudo i wyluzowali to ja mam wiele zakorzenionych kompleksów wyniesionych z domu. Trudno je wyplenić. To praca nad sobą i samooceną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uniwerek Gdański. Powiem tak. Jestem na etapie kiedy filmiki o Hitlerze na wydziale prawa tudzież sesji na Zaporożu śmieszą mnie. Wykuwam właśnie XIX wiek z Korobowicza i zaraz czeka mnie randka z PRLem. Bardach na szczęście już opanowany.
      Nie poradziłam sobie. Na zerówce nie zmieściłam się w limicie 4 osób które ją miały prawo zaliczyć Co do terminu numer 1.
      Napisałam odpowiedzi na 3 pytania, popisywałam się erudycją historyczną ogólną, sypałam datami z rękawa, stawiałam tezy identyczne z tymi z podręczników i popierałam je jakże kreatywnymi przykładami z podręcznika, warowałam jak pies na niewygodnym krześle przez półtorej godziny, pisałam do skończenia się linijek na papierze kancelaryjnym. Jednakże czwarte pytanie z dziedziny o uroczej nazwie polska rzeczpospolita ludowa powaliło mnie na łopatki gdyż albowiem ponieważ bo nie zdążyłam opanować tego jakże porywającego okresu z jasnej przyczyny- w sesji miałam jeszcze trzy inne egzaminy i ze dwa kolokwia styczniowe. Pan psor spojrzał na moją pracę na konsultacjach o rzekł: Dużo pani już umie.Proszę przyjść na egzamin poprawkowy. Wylądowałam więc z poprawką i do 24 lutego jestem NOLIFEM a teraz wylewam żale zamiast się uczyć i jem serek wiejski popijany kawą i zagryzany kanapką.Wraz ze mną w czarnej dupce jest pozostałe 70 procent roku, a 40 procent roku ma jeszcze poprawkę z prawoznawstwa więc...siedzę już cicho o waćpanno.
      Wierzę,że dasz radę zdać. Poza tym...bez spiny są drugie terminy!

      Moi rodzice są specyficzni. Na pewno nie chcieli dla mnie źle. Po prostu wyszło im przypadkiem,że zniszczyli mi nieco psychikę. Przypadkiem też mnie stworzyli. Przypadkiem mnie hodowali. I przypadkiem im nie wyszło jak należy tzn. jak chcieli. Zdarza się ;)

      Usuń
  12. Uroczo się prezentują i na pewno jeszcze lepiej smakują! :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Napisałam. Hmm wypracowanie! Mieszkałam sama w liceum więc…wolność Ameryka rewolucja. Tylko, że jadłam bardzo mało. Jeden posiłek dziennie. Góra dwa. Nigdy nie umiałam jeść. Zawsze zapominałam o posiłkach. Nauka, dodatkowe zajęcia, chłopak, znajomi. Masa problemów, choroba bliskiej mi osoby, koniec związku, wycieńczenie organizmu, odpadnięcie z olimpiady i inne. Przytyłam 12 kg. Zaczęły się problemy z jedzeniem emocjonalnym, z wymiotami, z igraniem z ciałem. Ostatecznie rzygając przed każdym egzaminem maturalnym, karząc się za źle napisany polski brakiem obiadu czy kolacji czy znajdując u siebie nietajne symptomy zauważone u znajomej- stwierdziłam,że źle się dzieje. Zaczęłam naukę jedzenia i żywienia. Po maturze awantury z rodzicami, bo nie mam na nic siły. Tryliard wyników. Tarczyca. Decyzja o aplikowaniu na studia nad morze. Rodzice zagrozili, że nie puszczą mnie samej do Krakowa bo za duży wyścig szczurów. Przyjaciółka w Poznaniu. Nie dostałam się bo liczyli j. polski. Moje starania o powrót do dawnej sylwetki. Całe wakacje spędziłam na doprowadzaniu ciała i psychiki do używalności. Ja potrzebuje tego bloga. 10-15 minut dziennie trwa spisanie myśli, czytanie co u innych i wrzucenie posiłków. Mam powiedziane,że jeśli zasłabnę lub wykręce numer z jedzeniem to koniec studiów i wracam do domu. Mam dowód. Codziennie piszę co jem. Jeśli będzie potrzeba pokażę blog Mamie. Przy okazji widzę co jem. Jeśli nagle na wadze wyskoczy 4 czy 3 kg więcej-śledzę blog do tyłu, sprawdzam czy nie szalałam z kaloriami. Jeśli nie-oznacza to że muszę zrobić wyniki, pomyśleć jak się czułam i maszerować zrobić wyniki tarczycy. Powiesz? Są na tarczyce leki! Są- ale jestem na nie uczulona i od masy czasu wraz z lekarzami eksperymentujemy na moim organizmie

    HPP=(c) Hujowy Przedmiot Prawniczy
    Mamy do wykucia całego Bardacha(prócz rozbiorów) rozbiory z innej książeczki i ustrój i prawo PRLu z kolejnej książeczki. Oczywiście ta wiedza na pewno mi się przyda a wydając wyrok tudzież kogoś broniąc z pewnością będę wykorzystywała wiedzę z III Statutu Litewskiego jak też pisała uzasadnienia czy pozwy w oparciu o Statuty Kazimierza Wielkiego. Tobie również! W szczególności kary kwalifikowane doby nowożytności a już na pewno to,że za Stasia Poniatowskiego wprowadzono więzienia utrzymywane przez państwo! :D
    Miałam ćwiczenia z Rzymu i z Powszechnej. Z obydwóch po dwa kolokwia a zapierdziel nieziemski. Rzymskie to jest hard core. Mam świetne wykłady, ale jednak czuję zgona w nauce. A II semestr miał być lżejszy!

    OdpowiedzUsuń