Po co Ty go właściwie ustawiasz? I tak całą noc nie śpisz. Kolejne urywki zdarzeń, kolejne obrazy i myśli i pragnienia, marzenia i tęsknoty nieprzerwanie przelatują przez głowę. Gdzieś głęboko, daleko, poza świadomością pojawiają się i potrzeby. Tak szybko je tłumisz.
Bo przecież nic nie potrzebujesz.
Szybka kawa, szybki makijaż i włosy szybko ułożone. Szybko, ale idealnie. Dla innych.
Biegniesz. Ciągle biegniesz. Sama nie wiesz gdzie, za czym tak gonisz. Za tym, czego chcą inni, czego od Ciebie oczekują.
"- Potrzebuje Cię, możesz dziś?"
"- Pewnie, dla Ciebie zawsze."
Więc biegniesz, biegniesz bo przecież komuś jest źle. Szybka kawa.
"-A jak u Ciebie? Jak sobie radzisz? Pewnie świetnie jak zawsze?"
"- Tak, wszystko okej. Szkoła do przodu, w pracy najlepszy wynik. Zapisałam się na kurs. Kolejny."
"- Okropnie. Nie radzę sobie z niczym. Nie umiem żyć, nie umiem zadbać o siebie, robie to, czego chcą inni. POMOCY! POTRZEBUJE CIĘ!"
Szybko do domu. Nauka i praca. Praca i nauka. I szybka kawa.
"- Kochasz go?"
"- Kocham."
Ale nie potrzebujesz. Nikogo nie potrzebujesz. Nie umiesz, nie chcesz być od kogokolwiek zależna, zwłaszcza emocjonalnie. Przecież to taka słabość. Przecież nie możesz poprosić o pomoc, to dla Ciebie obraźliwe. Ty nigdy nie potrzebujesz pomocy. Radzisz sobie sama, zawsze i bez wyjątku. Znasz wiele osób, niewiele osób zna Ciebie.
Aż nagle się potykasz, siłą rozpędu spadasz w dół. Coraz niżej i niżej. Głebiej i głebiej. Ale nadal nikogo nie potrzebujesz. Aż lądujesz na dnie. Aż okazuje się, że każdy ma swoje potrzeby. Nawet Ty. I Twój organizm.
I wtedy zaczynasz doceniać. Każdy uśmiech, każdy promień słońca, powiew wiatru. Przyjazne spojrzenie czy zwykłe "dzień dobry" wprawia w euforię. Masz niewiele, ale doceniasz wszystko. Wszystko razem i każde z osobna. Chłoniesz każdą chwilę, przeżywasz każde spotkanie ze znajomą, kochaną Osobą. Każdą jedną.
Każde spotkanie z Nim budzi emocje jak pierwsza randka. Żyjesz z dnia na dzień, nie planujesz za wiele, korzystasz z tego, co życie daje w danej chwili. Przecież znowu możesz wszytsko stracić w mgnieniu oka...
I nagle domowy rogalik staje się tym, czego od dawna pragnęłaś. Wprawia w euforię. A smak przyprawia o dumę. Nieśpieszne śniadania z osobą, którą najbardziej cenisz. Sekundy na wagę złota, minuty cenniejsze od wszystkiego innego. Zaczynasz żyć.
Składniki ( 4 średnie rogale):
- 145 g mąki pszennej
- 1 małe jajko, wyjęte wcześniej z lodówki
- 1/2 łyżeczki cukru
- szczypta soli
-63 ml letniego mleka
- 3 g suchych drożdży
- 30 g roztopionego masła
Wykonanie:
Mąkę mieszamy z drożdżami.
W osobnej misce mieszamy jajko, sól, mleko i cukier.
Powoli dosypujemy mąkę, cały czas mieszając. Zagniatamy zwarte ciasto i wyrabiamy ok. 2 minut.
Dodajemy rozpuszczone masło i zagniatamy ponownie aż ciasto wchłonie całość.
Wyrabiamy ok. 10- 15 minut aż będzie sprężyste i gładkie.
Odstawiamy do podwojenia objętości, u mnie ok. 40 minut.
Wyrośnięte ciasto dzielimy na 4 równe kuleczki.
Każdą rozwałkowujemy na owal.
Ciasto jest miękkie ale elastyczne, łatwo się rozwałkowuje i nie klei. W razie potrzeby można delikatnie podsypać mąką.
Zwijamy jak naleśnika wzdluż dłuższego boku i zawijamy końce by uformować rogalika.
Uformowane pozostawiamy pod przykryciem na noc w lodówce do ponownego wyrośniecia.
Rano wyjmujemy ok pół godziny przed pieczeniem do napuszenia.
Pieczemy ok 10-15 minut w piekarniku rozgrzanym do 200 stopni.
( Może się okazać, że trzeba będzie je piec dłużej ponieważ w moim piekarniku wszystko piecze się o połowę krócej niż podane w przepsie, nie wiedzieć czemu. )
cudowne:)
OdpowiedzUsuńA Ty kochana, trzymaj się mocno:*
Piękny wstep do posta, a rogaliki wyglądają fantastycznie!!
OdpowiedzUsuńprzyjemnie sie Ciebie czyta (;
OdpowiedzUsuńosobiscie jestem w trakcie zastanawiania sie jak spozytkowac moje drozdze
Pięknie napisane. Trafiłaś w sedno, ale w bardzo subtelny sposób.
OdpowiedzUsuńCzasami powinniśmy doceniać najprostsze rzeczy, bo często okazuje się, że to one liczą się najbardziej.
Takie jak te rogaliki. Niby nic, a jednak wiele.
mmm jak pyszniutko wyglądają! ;)
OdpowiedzUsuńPiękna opowieść. Szkoda, że nie zawsze kończy się tak jak u Ciebie.
OdpowiedzUsuńRogaliki wyglądają przepysznie! :)
Wspaniały blog! Aż się prosi by obserwować! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do sb :)
tak cudowne są Twoje dzisiejsze słowa.. ja się właśnie potknęłam, ale nie chcę spadać w dół.. nie chcę musieć potrzebować Kogoś, nie chcę płakać. ale wszystko jest takie trudne. chciałabym zjeść ciepłego rogalika i o nic się nie martwić.
OdpowiedzUsuńaj jak pysznie! ;)
OdpowiedzUsuńZnakomite! Chyba będę musiała zrobić, bo nie wytrzymam. :)
OdpowiedzUsuńŁadnie piszesz, z taką... lekkością. Przeczytałam wszystko jednym tchem.
OdpowiedzUsuńKocham rogale:)
Pozdrawiam i zapraszam do mnie;)
Ejjj no! Przecież czasami nawet student sypia :D
OdpowiedzUsuńPiękne regaliczki. Daj jednego!
przeurocze rogale, aż czuję ich zapach :).
OdpowiedzUsuńZa maślanymi rogalikami nigdy nie przepadałam... :(
OdpowiedzUsuństrasznie mi się podoba Twój blog, wybrałam już kilka przepisów które zrobie w przyszłym tygodniu, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńświetne! koniecznie do zrobienia na leniwe śniadanie w przyszły weekend.
OdpowiedzUsuńTo jest to! :) Z nieba mi spadłam. Nie dawno szukałam jakiegoś przepisu na rogale i jest! :) Koniecznie do zrobienia. ^^ Obserwuję.
OdpowiedzUsuńwszystko zależy od percepcji :) a takie makaronowe cuda w jednym stołecznym sklepie japońskim :)
OdpowiedzUsuń