Sala wypełniona po brzegi.
W rogu jakaś para czatuje nad biedną babcią kończącą na spokojnie swoją filiżankę.
Ciężko wzdychają, sapią, niecierpliwie zerkają na zegarek i nie szczędzą kąśliwych uwag.
Między nogami przebiega mi dwójka uroczych maluchów, ślicznie ubranych, w niewinnych blond loczkach.
Uśmiech momentalnie pojawia się na mojej buzi wraz z myślą "może jednak nie będzie tak źle".
Niestety, tak szybko jak uśmiech się pojawił, tak szybko znika wraz z nieprzeciętną skalą decybeli wydobywających się gardeł tych przecudownych aniołków.
Nagle słyszę jakiś stukot za moimi plecami,który ciągle narasta...
Bojaźliwie odwracam się za siebie nasłuchując skąd ów dźwięk dobiega...
Ah tak, to Mamusia na czterdziestocentymetrowych szpilkach z iPhonem w ręku goni swoje pociechy próbując przy okazji okiełznać mini yorka i zrobić pięknerodzinnezdjęcia całej gromadce.
Obieram inny kierunek: wspinam się po schodach, wchodzę do biura i zakładam swój roboczy strój CzekoDeseranta.
Biegnę na stanowisko pracy i wkraczam w swój świat.
W świat słodkości, deserów, pięknych zapachów i nieprzeciętnych dekoracji.
Od razu emocje opadają, czuję się dużo lepiej.
Nagle okazuje się, że wszytskiego brakuje, że krem do tiramisu trzeba ukręcić, że naleśniki "właśnie się skończyły i sam nie wiem czemu ich nie usmażyłem" a cały zapas mixu truskawkowego wylądował na ziemii.
Tak, codzienność...
I nagle bonownik pluje bonami do ziemi...
I znowu nie wiem w co ręce wsadzić.
Dzień jak co dzień.
Pracę w gastronomii poznałam od strony zarówno kelnerki jak i osoby dbającej o to, by kelnerki miały co podać.
I powiem Wam jedno: chcecie schudnąć? Chcecie poprawić kondycję? Nie macie pieniędzy na karnet na siłownie, jogę i zajęcia fitness na raz?
To polecam właśnie ten rodzaj AKTYWNOŚCI zawodowej... bite 8 godzin biegania, tego nie zaznacie nigdzie indziej :) Kalorie spalone- nie do zliczenia :)
Tak więc, bądźmy wyrozumiali! Te osoby to też ludzie, również bywają zmęczeni :)
Po takim dniu wychodzę z pracy dosłownie z twarzą przy ziemii, czołgając się do tramwaju z nadzieją na wolne miejsce.
Wracam do domu, zaparzam cappucino i siadam do jeszcze ciepłej chałki... Bo nie ma nic lepszego, nic bardziej kojącego niż maślane ciasto drożdżowe z dodatkiem niesamowicie słodkiej, orzechowej kruszonki.
Maślana chałka
Po przejrzeniu tony przepisów na różnych blogach postanowiłam skorzystać z tego. Od siebie dorzucam natomiast przepis na genialną kruszonkę, idealna jak dla mnie.
Składniki podaję na jedną, dużą chałkę, dokładnie z połowy składników oryginalnego przepisu.
Składniki:
- 300 g mąki pszennej
- 20 g świeżych drożdży
- 150 ml + 1,5 łyżki letniego mleka
- 25 g masła stopionego
- 20 g cukru białego
- szczypta soli
- 1 jajko
- żółtko do posmarowania chałki
- 2 łyżki mąki
- 1 łyżka cukru
- pół łyżki masła
- pół łyżki masła orzechowego
Wykonanie:
Mąkę przesiewamy, robimy w niej dołek do którego wkruszamy drożdże, przysypujemy łyżką cukru i 1,5 łyżki letniego mleka.
Zasypujemy i pozostawiamy na 20 minut. Po tym czasie drożdże powinny zacząć wyraźnie bąbelkować i wydzielać specyficzny zapach.
Masło mieszamy z cukrem, dodajemy jajka i sól.
Przelewamy do miski z mąką i dodajemy również mleko.
Zagniatamy elastyczne, gładkie i nie przyklejające się ciasto.
Ja osobiście musiałam dodać ciut więcej mleka ponieważ ciasto wydawało mi się jakoś dziwnie twarde.
Ciasto przykrywamy ściereczką i pozostawiamy do wyrośnięcia czyli do momentu, gdy podwoi swoją objętość.
U mnie stało się to zadzwiwiająco szybko- w ok. 30 minut.
Ciasto dzielimy na 4 równe części i formujemy z nich niezbyt cienkie wałeczki.
Układamy je równolegle i łączymy na górze.
Bierzemy waleczek skrajnie po prawej, przekladamy go pod spodem kolejnego wałeczka od prawej, nad następnym i znowu pod ostatnim.
Tak postępujemy do zaplecenia chałki a na końcu wałeczki również łączymy.
Mąkę, cukier i masła łączymy i rozcieramy tworząc kruszonkę.
Gotową chałkę smarujemy żółtkiem i posypujemy kruszonką.
Pieczemy w temp. 180 stopni przez ok. 20-25 minut.
Po popukaniu w chałkę powinniśmy usłyszeć głuchy odgłos a jej wierzch powinien się ładnie przyrumienić.
chałka wyszła ci przepiękna!!! a pomysł z orzechową kruszonką- super! następnym razem ją zrobię:-) pozdrawiam!!!
OdpowiedzUsuńJej, maślana chałeczka! Pyszności! W sam raz za kilka godzin na śniadanko:-)).
OdpowiedzUsuńKażdy kiedyś bywa zmęczony, ma dosyć codzienności. Ważne, by tak jak Ty, umieć znaleźć na to sposób.
OdpowiedzUsuńApetyczna chałka :)
Nigdy nie robiłam chałki, ale ta wygląda wyjątkowo zachęcająco :)
OdpowiedzUsuńA co do pracy w gastronomii- chociaż nigdy nie pracowałam w tej branży, uważam, że pracują tam tytani!! :))
Oj już wiem,że tą chałkę zrobię, odkąd wróciłam z Chorwacji ze słoiczkiem dżemu figowego, wytargowanego u pana na bazarku, poszukuję godnego przepisu na chałkę, by móc go zjeść właśnie z nią...i chyba znalazłam :)
OdpowiedzUsuńchalka jak marzenie
OdpowiedzUsuńno tak rozumiem Twój ból, ja osobiście zawsze ostudzam złość innych kiedy kierują ją na niewinne osoby: kelnerki czy kucharzy. To ciężka praca, ale dająca dużo satysfakcji jak i smutków. Trzymam za Ciebie kciuki i za wytrwałość w pracy :) A chałeczka... za taką mogłabym oddać wszystko! Muszę koniecznie wypróbować... Cieplutka z masełkiem to istny cud!
OdpowiedzUsuńUwielbiam chalke, ale nigdy jej nie robilam! Chyba musze wyprobowac, bo wyglada oblednie :)
OdpowiedzUsuńZnam to, znam.. byłam kelnerką i barmanką w jednym. Dla mnie to była jednocześnie najgorsza i najfajniesza praca w życiu, pewnie wiesz o czym mówię ;)
OdpowiedzUsuńChałka wygląda obłędnie! Widzę po przepisie że wcale nie tak trudno ją zrobić, więc muszę wypróbować :)
A w sprawie latte dziękuję Ci bardzo za info :) Oczywiście inteligentna Ashtray robiła odwrotnie: najpierw kawa, później mleko :D Jeszcze Cię podpytam: wlewamy z filiżanki czy łyżeczką?
Świetny post. Ja najwięcej kalorii spalałam, biegając po castingach ze szpilkami i ciężkim portfolio w torbie, naprawdę o wiele lepsze niż wszystkie siłownie świata ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny, również obserwuję i życzę mniej nerwów, a więcej spokoju w pracy!
http://www.wieszaknawybiegu.blogspot.com/
Twoja chałeczka prezentuje się bardzo smakowicie!
OdpowiedzUsuńTeż miałam okazję pracować na stanowisku kelnerki jak i osoby wykonującej wypieki. Czasem ludzie naprawdę nie potrafili docenić naszej pracy, ale były też i takie osoby które bardzo cenili to czym się zajmujemy.
Bardzo ciekawy wpis :)o pierwsza a ciacho pierwsza klasa!
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane, czyta się jednym tchem i chce się więcej ;) a chałka!!! rewelacyjna!! Robię na weekend, posmaruję ją masłem, do tego zimne mleko... żyć nie umierać :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTaka praca na pewno jest strasznie wykańczająca...ciągle na nogach...ciągle w biegu...ale chyba niekiedy taki pęd, zamieszanie też jest całkiem fajne:).
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł na kruszonkę :), chałka z taką kruszonką musi być przepyszna! :)
Uwielbiam Twoje zdjęcia i ten przepis :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na: http://szybkie-gotowanie.blog.pl
Super wpis i świetny przepis. A ja marzę o pracy w gastronomii... Coraz bardziej się przekonuję co do tego że chciałabym spędzić całe życie w kuchni.
OdpowiedzUsuńNie biorę nóg za pas z mojej aktualnej, spokojnej pracy tylko dlatego, że wiem, że szefem kuchni mnie od razu nie mianują, co najwyżej pozwolą siekać koperek przez 8 godzin, przez pierwsze dwa lata (później awansuję na krojenie marchwi).
Ale myślę, myślę i staram się.
Pozdrawiam!
Hahaha, a ja nadal marzę o otworzeniu własnej kawiarenki :) Schudnąć nie planuję, przypuszczam, że wyglądałoby to u mnie wręcz odwrotnie... Mając pod ręką tyle pyszności, nie byłabym w stanie im się oprzeć. Nie pamiętam już smaku chałki, jadłam ją ostatnio kilka lat temu, będąc na wakacjach w Zakopanem :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się!
ja od 3 lat jestem kelnerką sezonowo, w tym samym barze i nie mogłabym tej pracy ciągnąć całorocznie... jednak to specyficzny zawód, zapewne trochę się różni od pracy w kawiarni, restauracji itp gdzie na raz nie przychodzi z plaży kilkadziesiąt głodnych i zmęczonych upałem osób, roztargnionych i pełnych pretensji, że nie ma wolnego stolika, a danie ma być podane już, zaraz, natychmiast. Po 2 miesiącach mam dość i ładuję energię do kolejnego lata. Jednak mogłabym pracować w kawiarni, cukierence - gdzie ludzie się nie spieszą
OdpowiedzUsuńChałka jak marzenie.
OdpowiedzUsuńDobrze to opisałaś... życzę miłych i zadowolonych klientów.
Pozdrawiam :)
idealna chałka na idealne śniadanie.
OdpowiedzUsuńściskam cieplutko:)
chalka i szklanka mleka do tego, cudo! :)
OdpowiedzUsuńChałka pięknie wygląda. Zdjęcia świetne. Co do pracy w gastronomii... pracowałam bardzo krótko, dorywczo, za czasów studenckich, zrezygnowałam szybko na rzecz dorywczej pracy jaką było nocne sprzątanie biur... to był odpoczynek od ludzi, tylko ja, mop i odkurzacz. :]:D
OdpowiedzUsuń