Jak dobrze, że noc jeszcze młoda.
A w ramach chwilowego odpoczynku od notatek przygotowałam deser, na który od dłuższego czasu miałam ochotę.
Wspomnienie dzieciństwa i kręconego z Babcią kogla-mogla połączone z mocniejszą, procentową nutą, zaczerpniętą z włoskiej kuchni.
Oto moja wariacja na temat zabaglione.
Zamiast tradycyjnego Marsala użyłam słodkiego wina domowej produkcji (jak dobrze mieć kochanych Sąsiadów :D).
Serwowany na zimno, ze świeżymi truskawkami w karmelu z karmelową dekoracją (w trakcie sesji nawet roztapianie cukru okazuje się nader absorbującym zajęciem ;)).
*oblizuje się* truskawki, prawo rzymskie Ty i ja sialalalalala!♥
OdpowiedzUsuńboskie zdjecie tych truskawek (:
OdpowiedzUsuńsmacznie wygląda i na pewno smakuje :)
OdpowiedzUsuńJaki śliczny kleks karmelowy! Jakby właśnie do deseru wpadła truskawka i narobiła zamieszania :) Piękny deser. Szczególnie na letnie miesiące - zimny i "napowietrzony" tak, jak lubię najbardziej :) Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńDokładnie o tym samym pomyślałam. I się zastanawiam jakby tu zrobić takie zdjęcie, przecież zabrudziłabym siebie i wszystko dookoła ;P
UsuńP.S. Prześliczne zdjęcia!
ciakwe ;)
OdpowiedzUsuńWygląda przepięknie! I te truskawki, nieziemsko czerwone i pewnie takie soczyste, pełne smaku i lata! Mmmm... :
OdpowiedzUsuńJeszcze nie robiłam takiej wersji, żeby schładzać kilka godzin. Ale znając życie, masa wtedy nabiera smaku i aromatu - w przeciwieństwie do zjadanej od razu, która dla mnie zawsze smakowała jajkami i tyle ;)
OO ja lubię bawić się z karmelem, choć jestem zdecydowanie początkująca w tej dziedzinie. A deser jest chyba dosyć niszowy. Nie widuję go przeglądając blogi. Za to mam jakieś mgliste wspomnienie zachęcającego przepisu z dzieciństwa, kiedy to przeglądałam potajemnie książki i gazetki z przepisami (nie wiem czemu potajemnie, wstydliwym dzieckiem byłam, szkoda że do garów mnie nie puścili). Ale ja już trochę od rzeczy zaczynam gadać(:
OdpowiedzUsuńBardzo ładny nagłówek bloga, pozdrawiam i witam :)